poniedziałek, 2 lutego 2015

Jak wygląda życie na studiach zaocznych

Dawno nie było wpisów, bo miałam dużo egzaminów w ten weekend (aż 5, i o dziwo, wszystkie zdałam!).
Dzisiaj chciałabym opisać jak wyglądają ogólnie studia, nie mój konkretny kierunek (filologia angielska). To opiszę kiedyś w innym poście.


 Jestem na drugim roku studiów zaocznych, chodzę do szkoły prywatnej. więc nie wiem, jak wyglądają studia dzienne. Musiałam iść na płatne studia dlatego, że wybrałam kierunek w dniu matury ustnej z angielskiego i było już za późno- trzeba mieć zdany rozszerzony angielski.

 Moja uczelnia nosi nazwę Wyższa Szkoła Zarządzania 'Edukacja'. Bardzo polecam tę szkołę- wykładowcy są mili i potrafią czegoś nauczyć, a czesne jest tanie (w porównaniu do innych szkół prywatnych): na moim kierunku płaci się 390 zł miesięcznie.

Ale przejdźmy już do faktów dotyczących studiów zaocznych:

1.
Wykładowcy szanują uczniów. Oczywiście działa to w obie strony. Nie zawsze spotyka się to w szkołach podstawowych, gimnazjach i szkołach średnich. Tutaj nikt na Ciebie nie nakrzyczy. Bardzo mi się to podoba, bo wreszcie chodzę bez stresu do szkoły.
2. Nie ma takiego czegoś jak branie kogoś do odpowiedzi.
3. Nie ma niezapowiedzianych kartkówek. Wszystko, co piszemy jest zapowiedziane i ogólnie mało jest kolokwiów w roku- większość jest w czasie sesji.
4. Można sobie wyjść z zajęć (np. do toalety) kiedy się chce. Nie rozumiem tego, że w szkołach średnich dorośli ludzie muszą pytać, czy mogą wyjść do toalety. Chociaż niektórzy są w tym wieku niedojrzali i by sobie wychodzili co chwilę, albo podczas brania do odpowiedzi.
5. Każda lekcja trwa u nas 2 h 20 min. Oczywiście mamy przerwy w środku (np. prosimy wykładowcę o 10-minutową przerwę na kawę, albo sam nam ją robi). Zdarza się, że mamy tylko 5-minutową przerwę na te 2 h 20 min (ale bardzo rzadko), ale zdarza się też, że puszczają nas pół godziny, albo godzinę wcześniej.
6. Najwięcej możemy mieć 4 zajęcia danego dnia- od 9 rano do 18:50. Nie ma tak, jak np. w szkole średniej, że masz 8 lekcji i na każdą musisz coś zrobić. Ja wybrałam specjalizację translatoryka biznesowa, a ci, którzy są na specjalizacji nauczycielskiej mieli ponoć raz zajęcia od 8-coś rano, a kończyli po 19 (oni mają więcej przedmiotów).
7.
 Nie ma zadań domowych. Bardzo rzadko zdarza się, że trzeba zrobić coś w domu. Najczęściej jest to coś typu prezentacja (uwielbiam robić prezentacje w Power Poincie).
8. Można wyjść np. godzinę przed końcem lekcji na pociąg. Ja mieszkam we Wrocławiu i nigdy nie musiałam tak wychodzić, ale dużo osób z mojej klasy (nadal nie mogę się przyzwyczaić i mówię 'klasa' zamiast 'grupa', albo 'idę do szkoły' zamiast 'na uczelnię') mieszka daleko od Wrocławia. Tylko z j. hiszpańskiego tak nie można wyjść, bo będzie się miało nieobecność, ale mało mamy tych zajęć (15 h w semestrze).
9. Zdarza się, że zajęcia są co 2-3 tygodnie. Teraz w styczniu miałam zajęcia co tydzień, przez sesję i to był pierwszy raz, kiedy tak często chodziłam do szkoły.
10. Kiedy cię nie ma w szkole, nie musisz dawać usprawiedliwień (ale możesz dać zwolnienie od lekarza). Dla mnie to jest dziwne, bo w liceum dużo wagarowałam, a tutaj nawet się nie czuje, że jest się na wagarach. W tym semestrze opuściłam chyba tylko 2 zajęcia- i dzięki temu o wiele łatwiej mi zdać (zostały mi tylko 2 egzaminy). Rok temu opuściłam dużo zajęć i zdawałam sesję przez cały luty i marzec.
11.
 Nie mamy żadnych podręczników, ANI JEDNEGO. Dziwne, co? Nie mówię, że na każdej uczelni tak jest. Bardzo się zdziwiłam rok temu, bo myślałam, że wydam fortunę na podręczniki. Rok temu dużo trzeba było kserować, ale w tym semestrze prawie w ogóle nic nie kserowałam- niektórzy wykładowcy nawet sami nam przynoszą kserówki, bardzo to miłe z ich strony.
 12. Na studiach zaocznych zdarzają się osoby w każdym wieku (oczywiście powyżej 19 roku życia)- 20, 30, 50-latkowie. Na początku było mi trudno się przyzwyczaić do mówienia 'na ty' do 40-letnich nauczycielek (bo u mnie w klasie jest dużo nauczycielek), które mają męża i dzieci. Ale one wszystkie są wyluzowane, ciągle żartują i się śmieją, a tacy jak ja (koło 20 roku życia) są bardziej drętwi:) Może my zbyt poważnie podchodzimy do życia i za 10-20 lat będziemy mieli bardziej wyjebane. Kto wie?
13. Nie ma dzwonka na początku i końcu lekcji. W sumie to jest bardzo fajne, dzwonek działa trochę stresująco.
14. Nikt ci nie zagląda do zeszytu. Możesz sobie pisać gdzie chcesz, co chcesz i mieć jakie chcesz rysunki. Bardzo mi się to podoba. Ja np. mam jeden zeszyt od wszystkiego i tak jest najwygodniej.
15. To jest normalne dla studentów, ale może np. dla uczniów gimnazjum już nie- mamy palarnię w szkole. Jak nauczyciel się spóźnia na zajęcia (niektórzy dojeżdżają z daleka i się im nie dziwię), dużo osób idzie sobie na papieroska. Ja nie palę i byłam w tej palarni może raz, na chwilę.
16. Trochę inny jest stosunek do telefonów komórkowych. U niektórych wykładowców nawet nie można wyjąć komórki (a w sumie to tylko u jednej pani profesor), ale na większości zajęć niektórzy sobie wyciągają komórkę i coś sobie na niej robią, nie chowając jej ani trochę. Ja tego nie lubię i zawsze chowam telefon pod ławką, taki nawyk z poprzednich szkół.
17. Nie ma tak, że nauczyciel każe konkretnemu uczniowi przeczytać zadanie. Zawsze mnie to stresowało (bardzo mało mi potrzeba do stresu). Czasami się coś takiego zdarzy, ale rzadko i jak powiesz, że nie zrobiłeś jeszcze tego przykładu to nikt na ciebie nie nakrzyczy.
18. Kiedyś myślałam, że na studiach zajęcia ma się w klasach, jak na filmach:

Tylko na pierwszym roku tak było i tylko na zajęciach, na których byli też studenci z innych kierunków. Teraz mamy zajęcia w normalnych klasach, jak np. w szkole średniej.
To chyba wszystko, może coś mi jeszcze przyjdzie do głowy- jeśli tak, napiszę to w artykule o tym, jak wygląda mój kierunek.
Po tym co napisałam, studia zaoczne wydają się wspaniałe. Brak stresu wpływa na to, że aż chce się uczyć, zwłaszcza, że zazwyczaj wybiera się kierunek, który się lubi. Myślę, że to o wiele lepszy sposób na zachęcenie do nauki niż stresowanie ucznia braniem do tablicy, czy kartkówkami. Piszcie w komentarzach, czy u was nauka wygląda podobnie, a może całkiem inaczej?

14 komentarzy:

  1. U nas nie ma lekcji, tylko są wykłady, bądź ćwiczenia - jeżeli chodzi o zajęcia ze specjalności. Wykłady mamy od 8:30 do 18:45. Jeden wykład trwa 1,5 godziny, czyli jednego dnia mamy 6 wykładów. Zazwyczaj mamy tak, że jednego przedmiotu mamy po dwa bloki (czyli dwa te same przedmioty pod rzad). Przerwy mamy różne.. Raz jest to 10 minut, a raz dłużej mamy wykład, ale za to później przerwa 30 minutowa - tzw. obiadowa.

    Nie zadają nic - bo to nie szkoła, ale.. na zaliczenia czasami mamy wybór - albo piszemy jakąś pracę - na ocenę 3, albo dostajemy pytania, które trzeba opracować - wtedy są to oceny 4 albo 5.

    Aktualnie na magisterce mam system rozliczania roczny. Czyli.. Nie mamy semestrów. Jeden przedmiot realizujemy tak długo, aż się skończy - mamy egzamin, zaczynamy następny przedmiot. Dla mnie jest to o wiele lepiej.. Wiadomo studia zaoczne są co dwa tygodnie.. Więc.. majac dzisiaj wykład z danego przedmiotu, a kolejny dopiero np. za miesiąc - można zapomnieć co było na wykładzie.. Na licencjacie miałam system semestralny..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też są wykłady i ćwiczenia, ale oczywiście z przyzwyczajenia piszę 'lekcje' :)
      Ale ciekawie macie z tym rocznym systemem rozliczania. U mnie na uczelni nie można zrobić magisterki na moim kierunku, więc jeszcze nie wiem jak w moim przypadku to będzie wyglądać.

      Usuń
    2. Ja magisterke robię gdzie indziej niż licencjat - w całkiem innym mieście i całkiem innej uczelni. Jestem na resocjalizacji. Tak samo byłam na licencjacie. Również prywatna szkoła :)

      Usuń
  2. jakoś mi ze studiami nie wyszło, chociaż się zapisałam na kosmetykologię :D wyjechałam do niemiec i masz...

    OdpowiedzUsuń
  3. wyobrażałam sobie to troszkę inaczej, sama planuję iść zaocznie

    OdpowiedzUsuń
  4. sama zastanawiam się nad zaocznymi, ale niestety - po nich nie mogę pracować w zawodzie kardiochirurga...

    "(…) Ale to już raczej nigdy nie nastąpi, a w trumnie, obok mojego wysportowanego, świetnie zakonserwowanego ciała będzie leżała waga kuchenna. A zamiast grudkami ziemi, posypią mnie odżywką białkową."

    Zapraszam na nowy post:
    http://turqusowa.blogspot.com/2015/02/w-pogoni-za-perfekcja.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kiedyś marzyłam o byciu kardiochirurgiem :D Ale mi przeszło.
      A co do Twojego posta- czytałam już go, jest genialny!

      Usuń
  5. Tez bylam na zaokach i bylo tak jak opisujesz :)
    Mialas jakies egzaminy, aby dostac sie na filo ? Albo testy ?
    Można nie znać dobrze języka a iść na ten kierunek ?

    Pozdrawiam,
    hati-artshop.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było żadnych egzaminów ani testów, nie trzeba było mieć nawet zdanej matury z angielskiego :)
      A co do znajomości języka, to na to nie patrzą, ale była u nas na początku dziewczyna, która nie umiała powiedzieć ani jednego zdania po angielsku i sama zrezygnowała, bo było jej za ciężko.

      Usuń
  6. Ja jestem w gimnazjum i nie mam pojęcia co chcę dalej robić w życiu, ale jeszcze 1,5 roku :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Interesująca lektura, można się dowiedzieć ciekawych rzeczy.
    Ja na szczęście do wyboru studiów mam jeszcze troche czasu.
    http://modajestnaszapasja.blogspot.com/2015/02/2-february.html
    Każdy komentarz i obserwacja motywuje do dalszej pracy!:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny blog :) Zapraszam na mojego :)
    http://dooma-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za wpis! Akurat mi się przyda, bo od października chcę iść na studia zaoczne. Dlaczego taki wybór? Ponieważ chcę się sama utrzymywać, iść do pracy i wynająć mieszkanie w innym mieście. Wiem, że będzie trudno, chyba najgorszy będzie ten brak czasu, ale jestem pewna, że sobie poradzę! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę powodzenia i podziwiam :) Ja niedługo kończę 2 rok studiów i nadal nie znalazłam pracy:/

      Usuń

Obraźliwe komentarze będą usuwane.